wtorek, 19 lutego 2013

(Bartek i Mateusz) 
Na początku chcielibyśmy Was poinformować, że 6 dniowa przerwa w pisaniu newsów nie jest spowodowana naszym lenistwem, tylko trudnym dostępem do internetu w ostatnim czasie.

Po Stambule odwiedziliśmy takie miejsca jak Safranbolu (piękne stare miasteczko, tylko niestety bardzo zaśmiecone), Amasya (zostaliśmy tam po królewsku ugoszczeni przez Emel oraz dziekana wydzialu technologii z Uniwersytetu Amasya, którego złapaliśmy na stopa 50 kilometrów od miasteczka). Na odcinku między Safranbolu, a Amasya byliśmy zmuszeni spać w namiocie, gdyż nocą dopadła nas wielka ulewa i nie bylismy w stanie kontynuować podróży. Poznaliśmy przy okazji (po mrozach i śniegu) naszego kolejnego wroga- deszcz. Na niego także jesteśmy przygotowani!

Aktualnie (ja i Mateusz) siedzimy w mieszkaniu naszego hosta w Trabzonie z irańskimi wizami w paszportach, których załatwienie w tym mieście zajmuje 6 godzin (w Stambule od tygodnia do dwóch)! Niestety wcześniej nie wszystko szło całkiem po naszej myśli. Na odcinku między Amasya, a Trabzonem Dorota zostawiła swój telefon w TIRze, który został w Samsun. Gdy dali nam o tym znać, oni byli już w Trabzonie, a my akurat byliśmy 3 km od Samsun. Nasz turecki znajomy próbował skontaktować się z kierowcą TIRa przez telefon Doroty i miał powiedzieć mu, na której stacji benzynowej na niego czekamy. Staliśmy ponad 3 godziny (przy okazji zaprzyjaźnilismy się z pracownikami stacji, dostaliśmy herbatę i obiad)... na marne, gdyż kierowca się nie pojawił.

Kolejny problem pojawił się w irańskim konsulacie w Trabzonie. Przy sprawdzaniu naszych paszportów okazało się, że Karol i Dorota nie mają wjazdowej pieczątki na swoich tureckich wizach, a bez nich nie mogą dostać wizy irańskiej. Pojechali na komisariat wyjaśnić całą sytuację. Na miejscu policjanci wykonali około 20 telefonów w celu załatwienia sprawy i wyszło na to, że... Karol i Dorota są na terenie Turcji nielegalnie i grozi im deportacja! Po kolejnym telefonie do Ankary uzgodnili, że nasi Wędrowcy muszą wrócić na granicę bułgarsko- turecką po brakujące stemple - 1055 km w jedną stronę! Oczywiście stopem. Dzisiaj napisali do nas, że są już w drodze powrotnej i możliwe, że dzisiaj w nocy dotrą do Trabzonu.

Korzystając z kilku 'wolnych' dni w Trabzonie postanowiliśmy pójść na jutrzejszy mecz Trabzonsporu z Fenerbahce oraz odwiedziliśmy monastyr Sumela oddalony o 40 km od Trabzonu. Tam i z powrotem oczywiście dotarliśmy stopem, a noc spędziliśmy w lesie pod namiotem. Nie można było tej nocy zaliczyć do przyjemnych i spokojnych, ponieważ już na miejscu ostrzeżono nas, że w tym lesie żyją wilki i niedźwiedzie... Na szczęście nic nas nie zjadło i możemy kontynuować naszą podróż. :) Po Trabzonie, naszym kolejnym celem będzie Gruzja. Chcemy przekonać się czy naprawdę Gruzini tak uwielbiają Polaków!

P.S. 1: Wszystkiego najlepszego dla Karola, który obchodzi dzisiaj swoje 23. urodziny!
P.S. 2: Mamy nadzieję, że obszernością relacji odpowiednio wynagrodziliśmy Wam kilka dni milczenia
P.S. 3: Zdjęcie przedstawia domy osmańskie nad rzeką Yesilirmak płynącą przez Amasię, a w tle widnieją wydrążone w skale 
grobowce krolów pontyckich

(Bartek and Mateusz)
At the beginning, We want to tell that 6-day break in updating fanpage wasn't due to our lazines but it was difficult to find an internet connection for last few days.

After Istanbul we visited some places like Safranbolu (beautiful old town, but unfortunately very cluttered), Amasya (We were there incredibly well hosted by Emel and Dean of Technology Faculty, whose we hitch-hiked 50 kilometers from the town). On the route between Safranbolu and Amasya we were forced to sleep in the tent because of heavy rain and we weren't able to continue our trip. By the way- we met (after snow and frost) our new enemy- rain. We are prepared to force it!

At the moment (me and Mateusz) we are sitting in the host's flat in Trabzon with Iran's vizas in passports (it took us 6 hours to get it, in Istanbul it could take one or two weeks). Unfortunately, not everything went good in that days. On the route between Amasya and Trabzon, Dorota left her mobile phone in truck which stopped in Samsun. When Karol told us about it, they were in Trabzon and luckly we were 3 kilometers from Samsun. Our turkish friend tried to contact with truck driver by Dorota's mobile and tell him where we are waiting for him. We waited about 3 hours (by the way we met the gas station workers, they gave us tea and dinner)... for nothing- he didn't appear.

Another problem started in Iran's consulate in Trabzon. When they checked our passports, they found that there is no entry-stamp in Dorota's and Karol's Turkish vizas and without it they can't get a viza to Iran. Karol and Dorota went on a police station to know what they should do. In that place policeman made a 20 phone calls to solve that problem. They told that Karol and Dorota are in the Turkey... illegaly and they could be deported! After another phone call to Ankara they said that our Wanderers have to go back on the bulgarian-turkish border to get the missing stamp- 1055 kilometers in one way! Ofcourse by a hitch-hike. Today they wrote us that they're on their way back and it's possible that they will be today in Trabzon.

To fill our 'free days' in Trabzon, me and Mateusz decided to go on tommorow's Trabzonspor-Fenerbahce football match and visited Sumela monastir 40 kilometers from Trabzon. We travelled boths ways by a hitch-hike of course and we spent a night in forest in a tent. We could not say that it was a calm night because just when we arrived, local people warned us about wolfs and bears living in that forest... Luckly nothing had eaten us and we could continue our trip. :) After Trabzon, our next target will be Georgia. We want to make sure about great local hospitality for Poles!

P.S 1: Best wishes for Karol, who today has his 23. birthday!
P.S 2: We hope that size of our news is a good reward for our few days of silent
P.S 3: In that picture you can see otoman's houses near Yesilirmak river in Amasya. In the background you can see hollow in 
the rock tombs of the pontus's kings.


To już nasze ostatnie godziny w Stambule. Rano ruszymy w dalszą drogę. Jednakże zanim dotrzemy do Gruzji, nadal mamy kilka miejsc do odwiedzenia po drodze. Wkrótce postaramy się dodać jakieś albumy ze zdjęciami oraz więcej informacji o przebiegu naszej podróży. Tymczasem załączamy zdjęcie naszego sąsiada wyprowadzającego(?) swoją owcę na spacer...

These are our lasts hours in Istanbul. This morning we are going to continue our trip to Georgia. However, before we reach the border od Georgia, we still have few places fo visit by the way. Soon we will try to add some photoalbums and more info about our journey on our blog. Meanwhile we add a photo of our neighbour taking his sheep for a walk...

Pozdrawiamy! Cheers!


Nasz Tłusty Czwartek w Turcji :)
Our Fat Thursday (polish holiday) in Turkey :)


Tak... Jolly Wanderer aktualnie chilluje w Stambule. Z racji kłopotów z internetem kolejne posty wrzucimy z małym opóźnieniem...

Yeah... Jolly Wanderer is chilling in Istambul now. We have some problems with the internet now, so we will add the translation of our blog in a couple of days...


piątek, 1 lutego 2013

Na Stambuł!

Po zwiedzeniu Bukaresztu i spędzeniu jeszcze jednej nocy u naszego hosta Artura udaliśmy się do bułgarskiego miasta Veliko Tarnovo. Trasę 180 km pokonaliśmy w niemal pół dnia, po drodze mijąc pieszo między innymi na 3 kilometrowy most nad Dunajem który łączy Rumunię i Bułgarię i który zaprowadził nas do miasta Ruse,  po bulgarskiej stronie. Karolowi i Dorocie pozostale stamtąd 110 kilometów nieco się wydłużyły, gdyż po przejechaniu połowy tego dystansu kolejny kierowca, nasz rodak, zawiózł ich... z powrotem do Ruse, ponieważ stwierdził, że stamtąd najłatwiej będzie im w środku nocy znaleźć kierowcę jadącego do Turcji. Wszystko jednak skończyło się dobrze i gdy opuścili samochod porywacza, los ponownie się do nich uśmiechnął, podsuwając im kierowcę jadącego tym razem we właściwym kierunku. I tak, o 2 w nocy przybyli do Velikego Tarnova, gdzie czekała już na nich pozostała dwójka, po królewsku ugoszczona przez naszych bułgarskich hostów: Iva, Vanka i Martoma, którzy co chwilę wystawiali na stół kolejne przysmaki, a o trzeciej w nocy usmażyli nam "meatballs", czyli tutejsze kotely mielone.

Najedzeni, umyci i wyspani, wczorajszy dzien spedziliśmy na zwiedzaniu miasta, które jest pięknie położone wśród skał i meandrującej rzeki, niestety mocno zniszczone. Jednak, co najważniejsze, tutaj już jest ciepło! Dzisiaj znów ruszamy w drogę i następnych wieści spodziewajcie się od nas już z Istambulu. Od tego momentu, na życzenie ludzi, których spotykamy po drodze, nasze posty będziemy publikować również w języku angielskim:)

D.